piątek, 22 listopada 2013

Bukowski miał racje

Napiszę dziś trzy strony tekstu.
Pięć tysięcy czterysta znaków.
Trzy strony, które popchną moją powieść do przodu.
Ożywią, rozbudują i wyniosą na wyżyny literatury zapewniając mi tym samym wieczną sławę i bogactwo.

Każdy ma jakieś plany związane z wolnym dniem. Nie trzeba wcześnie wstawać, można wypić kawę w szlafroku i zapalić papierosa we własnej kuchni. Potem zasiąść przed komputerem, otworzyć dawno nie ruszany plik i rozpocząć prace. Nic nie będzie nas rozpraszało, nic nie będzie nas denerwowało, a każde kolejne słowo będzie TYM słowem w TYM miejscu.

No cóż, plany są po to by je zmieniać lub by coś zmieniało je za nas. Przyłapałem się dziś na tym, że stojąc przy rozbitym samochodzie, gdzie deszcz filmowo leciał mi na głowę (serio, brakowało tylko zatroskanych wokół przechodniów, którzy owszem spoglądali na wszystko z zaciekawieniem, ale do zatroskanych było im daleko) zastanawiałem się nad kilkoma rzeczami. Po za tymi życiowo-administracyjnymi, przez myśl przebiegło mi coś jeszcze.

Cholera jasna, nic dziś nie napiszę!

Z pomocą przyszła do mnie strona, którą znałem od dawna, ale od dawna również na nią nie wchodziłem. Zen Pencils pełna jest komiksów z motywującymi, życiowymi cytatami. Nabierają one wtedy czegoś ... magicznego. I jeden z nich wpasował się w mój dzień idealnie. Sam cytat wisiał kiedyś tuż nad moim monitorem i poważnie się zastanawiam, czy nie powinien tam wrócić. Panie Bukowski, miałeś rację! Bo moknąć i gapiąc się na to, jak kolejne samochody rozjeżdżają pozostałości po moich przednich reflektorach, wpadł mi do głowy pomysł na scenę powieści.

Twoje zdrowie Charles!

fot. http://zenpencils.com/

wtorek, 29 października 2013

Październik miesiącem kryminału

Nie sądziłem, że kiedyś będę miał aż taką ilość intensywnych ćwiczeń i wykładów, w tak krótkim czasie.

Zaczęło się od miłej wiadomości, że mój tekst "Cena przyjemności" na tyle spodobał się jury Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu, że zaproszono mnie na warsztaty literackie.

Spędziłem tam prawie tydzień, podczas którego m.in.:
 - poznałem bardzo dużo i bardzo miłych, inspirujących ludzi;
 - ćwiczyłem warsztat pisarski pod okiem Mariusza Czubaja, a miałem i sposobność wysłuchać co do powiedzenia miał Marcin Świetlicki;
 - uczestniczyłem we wszystkich wykładach i spotkaniach literackich w jakich mogłem i na ile pozwolił mi mój niemłody już organizm;

Następnie, niecałe dwa tygodnie później znalazłem się w Krakowie, gdzie w ramach Conrad Festival 2013 fundacja Znaczy Się, zorganizowała warsztaty literackie z Markiem Krajewskim (na które wstęp zapewnił mi kolejny tekst kryminalny - dla zainteresowanych, raptem drugi w mojej powoli rozwijającej się karierze).

Mógłbym przekopiować wszystkie punkty, które odnosiły się do MFK, bowiem Conrad Festival zapewnił mi równie intensywne przeżycia.

Podziękowania ślę do organizatorów obu festiwali - zrobiliście kawał dobrej roboty. Pełen profesjonalizm!

Co mogę dodać, planuje zakup tablicy i trzech mazaków (czarny, zielony, czerwony) oraz rozpoczęcie prac nad pełnowymiarową powieścią kryminalną. Trzymajcie kciuki wszyscy, którzy to czytacie!

P.S. A poniżej zdjęcie hotelowego dachu z Krakowa, który to oszczędzał mi drogi po schodach w górę i dół, gdy tylko naszła mnie ochota na papierosa.


wtorek, 17 września 2013

Małe sukcesy ciąg dalszy

Powinienem raczej zatytułować post "Duże sukcesy", ponieważ dotarła do mnie wyjątkowo miła informacja. Zostałem laureatem konkursu organizowanego przez Międzynarodowy Festiwal Kryminału. Pora zabierać się za powieść.

Wyniki

poniedziałek, 16 września 2013

Żółte ptaki

Cóż mogę więcej powiedzieć, książka rozłożyła mnie na przysłowiowe łopatki.

Wojna to najgorszy wynalazek ludzkości i nic nie zapowiada tego, że kiedykolwiek miałaby z niego zrezygnować. Walki toczone są nieustannie w wielu rejonach globu, choć nie zawsze media o nich informują. Śmierć, bestialstwo i ludzkie tragedie to codzienność dla wielu osób. Książki, opisujące bezsensowność wojny, często stają się bestsellerami i podobny los spotkał „Żółte ptaki” Kevina Powersa. Jednak nie z powodu opisywanego konfliktu, ale sposobu, w jaki to zrobił.

To, czy wysłanie amerykańskich wojsk do Iraku było dobrą decyzją, nie jest głównym tematem książki. Powers w ogóle nie poruszył tej kwestii, odseparował swojego bohatera od polityki i spraw, które były poza jego światem. Roztrząsanie decyzji, na które nie ma się najmniejszego wpływu, sprawiłoby tylko, że „Żółte ptaki” zginęłyby w natłoku podobnych pozycji lub w ogóle nigdy nie zostałyby wydane. Powers opisał historię zwykłego szeregowca, trybiku w wojennej maszynie, który zależny jest od swoich przełożonych i to właśnie w nich pokłada największe nadzieje. Nadzieje na to, że do domu wrócić cały, a nie w metalowej trumnie ze złożoną na wierzchu flagą.

Kevin Powers stacjonował w Iraku w latach 2004-2005 i również w tym samym okresie dzieje się akcja powieści. Autor przeskakuje jednak w czasie, dzieląc tym samym opowieść na dwie równoległe historie, choć połączone postacią głównego bohatera, Johna Bartle’a. Szeregowiec pokazany został w dwóch odrębnych światach – w Iraku oraz w swojej ojczyźnie. Powers wymieszał ze sobą te skrajnie różne miejsca i przenosi czytelnika między nimi prawie co rozdział. Od początku powieści czuć, że zdarzy się coś strasznego. Napięcie narastające w Iraku, zachowanie Bartle’a w domu, to wszystko stanowi wskazówki, które wodzą czytelnika za nos. Bo tego, w jaki sposób kończy się książka, nie sposób przewidzieć.

„Żółte ptaki” to po części obraz wojny, ale Powers skupił się na psychice bohatera, a brutalność i przemoc zepchnął na dalszy plan. Jest ona widoczna w powieści, ale nie emanuje nią i nie bazuje tylko na niej. To dodatek, który wyostrza uwagę czytelnika i przypomina mu, gdzie oraz w jakich okolicznościach Bartle się znajduje. Język opowieści jest bowiem tak poetycki, że miejscami można odnieść wrażenie, iż czyta się tomik wierszy. Al Tafar w Iraku jawi się niczym piękna kraina, a zalegające w rowach ciała to tylko dodatek.

I to właśnie język stanowi siłę „Żółtych ptaków”. Jego „muzyka” i wydźwięk. Pierwsze słowa powieści świadczą dobitnie o tym, czego można się spodziewać.

„Wojna próbowała nas zabić wiosną. (…) Kiedy spaliśmy, wojna modliła się, ocierając o ziemię tysiącem swoich żeber.”

Debiut Kevina Powersa to jedna z najlepszych książek obrazujących samotność, smutek oraz depresję żołnierza. Pokazuje jak bardzo wojna oddziałuje na psychikę, niszczy wewnętrznie i roztrzaskuje duszę. Nawet przyjaźń może tego nie przetrwać, choć w warunkach ekstremalnych powinna przecież się zacieśnić. Bartle boi się nowych żołnierzy bardziej niż wroga, boi się przyjaźni i brania odpowiedzialności za czyjeś życie. Strach, ból, samotność i śmierć. Powers połączył wszystko w całość, nadając jej głęboki i poetycki wydźwięk.

Recenzja ukazała się również na Szuflada.net

piątek, 6 września 2013

Uśpienie - Marta Zaborowska

Muszę przyznać, że ostatnimi czasy z wielką przyjemnością sięgam po kryminały. Czemu? Być może jest to tylko chwilowa fascynacja, która sprawia, że półki zapełniają się coraz nowszymi powieściami i z czasem przesiądę się na inne powieści. Zresztą, cały czas staram się czytać jak najwięcej literatury wszelakiej, lecz póki co, chciałem polecić "Uśpienie" Marty Zaborowskiej. Jeden z ciekawszych kryminałów dostępnych na księgarskich półkach.

Rynek kryminałów wydaje się zapełniony. Co chwila pojawiają się nowe tytuły, ale nazwiska pozostają te same. Na szczęście dla debiutantów również znajdzie się miejsce, a już szczególnie tych utalentowanych, takich jak Marta Zaborowska. Jej „Uśpienie” to mocna, ciężka i wciągająca lektura, która „rozrywa” czytelnika od wewnątrz.

Najgorsze, co może zdarzyć się autorowi kryminałów, to odkrycie tajemnicy przed czasem. Na początku czy też w środku książki, to nieważne. Czytelnik powinien poznać rozwiązanie w tym samym momencie, co główny bohater powieści. Jednak coraz trudniej natrafić na takie książki. Tymczasem „Uśpienie” zaskakuje od początku do końca. W sytuacji, gdy czytelnik już zdaje się rozgryzać fabułę, następuje zwrot i domysły trzeba zaczynać od nowa. I co bardzo ważne, wszystko wydaje się prawdopodobne i prawdziwe. Można by pomyśleć, że jest to opis rzeczywistej sytuacji i śledztwa. Do ostatniej strony czytelnik tkwi w zawieszeniu, czekając na rozwiązanie. Może mieć swoje teorie, ale to Zaborowska rozdaje karty, a robi to niczym wytrawny krupier.

„Uśpienie” to pierwsza z książek o Julii Krawiec, policjantce samotnie wychowującej dziecko i zmagającej się z alkoholizmem (wszak nikt nie zostaje z tego wyleczony, co najwyżej nie pije). Od przełożonych dostaje jednak szansę na rehabilitację w policyjnych szeregach. Tymczasem z kliniki psychiatrycznej ucieka Jan Lasota. Wydaje się, że zaślepiony zemstą morduje swoją lekarkę. Jednak śledztwo odkrywa nowe i przerażające fakty. Krąg podejrzanych zamiast się zacieśniać, stale się powiększa.

Postaci przedstawione w powieści, nie tylko Julia Krawiec, to doskonale zbudowane charaktery. Ich historia, zachowania, język – to wszystko zostało gruntownie przez autorkę przemyślane. Bez problemu można wczuć się w ich rolę, a czytelnik powinien z łatwością połapać się w zawiłościach fabuły, mimo tego, że lawirowanie między poszczególnymi bohaterami jest dość częstym zabiegiem. Szczególnie między Krawiec a Arturem Maciejewskim, lekarzem szpitala z którego uciekł Lasota.

„Uśpienie” to wyjątkowo wciągająca lektura. Prawie pięćset stron można pochłonąć w dwa wieczory, nie nudząc się przy tym ani odrobinę. Można przyczepić się jedynie do tego, że po rozwiązaniu zagadki całość wydaje się odrobinę naciągana. Jednak nie takie scenariusze słyszy się w wiadomościach wieczornych. Reasumując, jeżeli ktoś ma ochotę na porządny kryminał, „Uśpienie” jest dla niego idealne.


Recenzja pierwotnie ukazała się tutaj: http://szuflada.net/uspienie-marta-zaborowska/

czwartek, 8 sierpnia 2013

Szortal na wynos numer sierpniowy

Cóż, dobry tekst wcale nie musi być długi. Dlatego w najnowszym "Szortalu na wynos" znalazło się krótkie coś, co kiedyś poczyniłem. Na stronie 8 dla zainteresowanych.


środa, 24 lipca 2013

Wywiad: Anders de la Motte

Tak jak się spodziewałem, uzupełnianie bloga to czasochłonna praca, która zajmie mi pewnie dłuższą chwilę. Więc póki co, chciałem podzielić się wywiadem, który miałem przyjemność przeprowadzić z Andersem de la Motte.

Wywiad: Anders de la Motte

czwartek, 18 lipca 2013

Małe sukcesy

Wyznaję zasadę, że należy cieszyć się z małych rzeczy. Takich, które pozornie niewiele zmieniają, ale dają człowiekowi satysfakcję, choćby chwilową. Ostatnio miałem takich mały sukcesów całkiem dużo. Sukcesywnie będę uzupełniał bloga o kolejne linki do swoich prac czy artykułów, ale żeby zacząć pisać tutaj cokolwiek, zacznę od rzeczy pozornie małej. Akademia Opowieści zorganizowała mikro konkurs na krótką opowieść (160 znaków). 

Moja zawarła się w 159 i brzmiała następująco: Buciki, ubranka w wersji mini. Samochodziki, domki oraz kucyki miniaturki. To nawet zabawne, że dla dziecka wszystko można kupić w jego rozmiarze. Prócz kalii.

Małe sukcesy.